Sunday, April 13, 2014

Blogging without writing? / What being blogger should be




For me, there are two types of bloggers, who deal with fashion - fashion bloggers and outfit bloggers. This division seems to be simple, it comes about if they write or only post photos. At least that’s what it seems like, because not everyone who writes can be a fashion blogger. But to understand this way of thinking, you need to know what fashion is for me and how it's connected with having a blog.

First, I think, that being interested in fashion is more than only striking poses in the front of a camera, reading colorful magazines and watching fashion shows. Of course, it is an important part (striking poses is optional). But I think, that if you want to speak your mind about fashion, first you have to have knowledge - be well-read, know something about sewing. I don't like (actually I hate) if someone boils fashion down only to clothes, because they're only the end result, which is usually preceded by a much more interesting process. That's why I'm bored with "young polish designers", who are - in a huge part - selling the same clothes: basics or with "super-cool-prints", which actually haven’t been cool for about a year. Sometimes I think that they just skip this process, and they get a chance to exist only because of "fashion for fashion" (which we had - or maybe still have? - here in Poland). And I'm really annoyed, that someone, who really can affect at what people wear gives them the same stuff, as they can get in chain stores. There are situations when I think, that polish young fashion is reproductive - happily not in each case, but in an enough big part to think so. 

When it comes about writing - since I can remember, having a blog was for me inseparably connected with writing. I have always though, that contents is the most important thing and I was always bored, when someone publish more than 5 photos of one look. You can show what you’re wearing in actually two photos (front and rear), so I think that 5 is really a maximum. Fashion (or even outfit) blogs shouldn't be about the blogger's beauty. Models are for posing, bloggers are for showing something more than beautiful face or clothes. Because there is one important thing, which I think not everyone remembers. Thanks to your beauty you can go far, but only through intelligence you can maintain this high position. 


/Dzielę blogerów zajmujących się modą na blogerów modowych i szafiarzy. Kryterium tego podziału wydaje się być proste – jest nim to czy piszą, czy tylko wstawiają zdjęcia. Wydaje się, bo nie każdy, kto pisze mieści się w pierwszej kategorii. Ale żeby zrozumieć moje myślenie trzeba wiedzieć, jak ja postrzegam interesowanie się modą, czym to w ogóle dla mnie jest i jak to się łączy z prowadzeniem bloga.

Przede wszystkim uważam, że interesować się to coś więcej niż wdzięczenie się do obiektywu, czytanie kolorowych gazetek i oglądanie pokazów. Oczywiście, to też (wdzięczenie się jest opcjonalne). Ale moim zdaniem, żeby wypowiadać się o modzie trzeba mieć przede wszystkim wiedzę - być oczytanym, znać choćby podstawy szycia. Nie lubię sprowadzania mody tylko do ubrań, bo tak naprawdę są tylko pewną jej częścią, efektem końcowym, który poprzedza (a przynajmniej powinien) często o wiele ciekawszy proces. To między innymi wpływa na moje znudzenie „młodymi polskimi projektantami”, którzy w większości sprzedają takie same ubrania o najprostszej konstrukcji albo z „super fajnymi nadrukami” na które – czego chyba niektórzy jeszcze nie zauważyli – boom skończył się około roku temu. U większości z nich brakuje właśnie tego procesu i w zasadzie gdyby nie „moda na modę” w ogóle by nie zaistnieli. Poza tym nic nie boli tak jak świadomość, że ktoś, kto rzeczywiście mógłby mieć wpływ na kreowanie stylu naprawdę wielu odbiorców woli serwować im to, do czego dostęp mają w sieciówkach. Czasem mam wrażenie, że ta „młoda polska moda” jest strasznie odtwórcza – na szczęście nie we wszystkich przypadkach, ale w wystarczająco wielu, żeby móc postawić taką tezę.
 
W kwestii samego pisania - od kiedy pamiętam, prowadzenie bloga było dla mnie nierozerwalnie połączone z tym właśnie. Zawsze uważałam, że to treść jest najważniejsza i zawsze nudziło mnie (zresztą nudzi nadal) gdy ktoś wstawiał w jednym poście więcej niż 5 zdjęć. To jak jest się ubranym można pokazać tak naprawdę na dwóch zdjęciach – od przodu i od tyłu. Nawet robiąc zbliżenia na detal w tych pięciu można się spokojnie zamknąć (no chyba, że ktoś jest obwieszony jak choinka). Blog modowy czy szafiarski nie powinien być moim zdaniem o urodzie blogera/blogerki, a  niestety coraz częściej jest. Od wdzięczenia się do obiektywu są moim zdaniem modelki, skoro prowadzi się bloga to powinno oznaczać, że chce się światu pokazać coś więcej niż swoją ładną buzię. Zwykle blogi, na których pojawiają się takie zdjęcia (więcej twarzy niż ubrań) mają jeszcze jedną charakterystyczną cechę – nie ma na nich tekstu, a jeśli już się pojawia, to nie da się go czytać. Ostatnio słyszałam, jak jakaś dziewczyna skomentowała błąd w czołówce Harper’s Bazaar: „To, że interesują się modą nie oznacza, że od razu muszą być literatami”. I choć powiedziała to w żarcie, to bardzo dobrze ukazała, jak jest postrzegane środowisko modowe pod względem pisania właśnie. Tak, nie muszą być literatami. Ale jeśli już chce się pisać, to powinno się chociaż umieć ułożyć poprawne zdanie, a to dla inteligentnego człowieka nie jest niczym trudnym. Jeśli jednak ktoś nie potrafi sprostać temu zadaniu to może po prostu powinien zastanowić się nad sensem dalszego prowadzenia bloga (tak, nawet szafiarskiego) albo zmianie zawodu? Blogów szafiarskich jest mnóstwo, ale wartościowych jest tak naprawdę niewiele z nich. Prawda jest taka, że dzięki wyglądowi można zajść daleko, ale tylko dzięki inteligencji można tę wysoką pozycję utrzymać. 


Do you remember about my facebook page?

1 comment:

  1. Nie wydaje mi się żeby bloger musiał cokolwiek... ale wszelkie błędy w publikacjach papierowych rażą ogromnie. Niemniej jednak muszę się zgodzić z tym, że na wielu blogach szafiarskich przeważają zdjęcia twarzy, odłoniętych brzuszków itd i jest ich po prostu za dużo w jednym poście.
    Co do młodych polskich projektantów - to miałam podobne przmyślenia gdy rozpoczeła się moda na proste dresowe sukienki/ tuniki (by insomnia, borska, belle, risk. made in warsaw itp.) wszędzie było to samo, podobne kroje, kolory. Myślę, że trzeba po prostu z tych setek/tysięcy (?) marek-projektantów wybierać tylko to w czym zakochujemy się od piwrwszego wejżenia no i skład to nie 100% poliester ; ) Kupowanie za wszelką cenę identycznej sukienki jak z sieciówki (5 razy droższej i podobnej jakości) tylko dlatego,że jest od... projektanta mija się jednak z celem.

    ReplyDelete